18 sierpnia 2010


Zwiedzanie Rzymu w ciągu pięciu dni to stanowczo za krótko

aby zobaczyc całe piękno tego miasta...

15 sierpnia 2010

Vacanze Romane ;)

Rzymskie wakacje dobiegły końca...
Na pewno zapamiętam Mrozika śpiącego pod grubym kocem w gorące sierpniowe rzymskie noce, śpiewającego kelnera w uroczej pizzerii, rozmowę o filmach Wajdy z pewnym Włochem, który myślał, że jestem Hiszpanii, Kościółek Quo Vadis i oczywiście jedzenie.
Zawsze jest tak, że w wielkim mieście czuję się na początku nieswojo. Onieśmiela mnie jego ogrom. Tak było w Paryżu, w Mediolanie i tak było w Rzymie. Tym bardziej, ze przyleciałyśmy wieczorem. To onieśmielenie trwa zazwyczaj krótko - kilka minut, kilka godzin. Potem czuję się tak, jakbym od zawsze w nim mieszkała i znała wszystkie jego tajemnice.

Najlepsze było odkrywanie Rzymu. Odkrywałyśmy go powoli, dostosowując się do leniwego, upalnego sierpnia. Od początku ustaliłyśmy, że nie damy rady zobaczyć wszystkiego w ciągu pięciu dni więc nie ma co się spinać i narzucać sobie zabójczego tempa. Trzymając się tych zasad często zdarzało się, że wracałyśmy do ulubionego naszego miejsca jakim  się stał park przy Villi Borghese.
To idealne miejsce na odpoczynek w upalne dni, zwłaszcza po wielogodzinnym zwiedzaniu. Właściwie to wszystkie nasze drogi prowadziły w końcu do tego miejsca. Fajnie było siedzieć na ławce, przygladać się ludziom i wymyślać o nich historie - kim są i dokąd idą? :)
Trochę naiwnie myślałyśmy, że upalny sierpień zniechęci turystów i będzie przyjemniej zwiedzać bez uciążliwych tłumów ludzi w okół, ale oczywiście pomyliłyśmy się. Wprawdzie sierpień to czas urlopu we Włoszech i wiele sklepów i restauracji było zamkniętych, to i tak ludzi było mnóstwo.
A już najbardziej frustrujący dzień przeżyłyśmy w Muzeach Watykańskich. Przepych sal, ilość zbiorów i dzieł, a do tego tylko kilka godzin do dyspozycji na zwiedzanie sprawiło, że byłyśmy złe i zmęczone, gdyż nie mogłyśmy naprawdę wszystkiego dokładnie zobaczyć. Oczywiście należy tu wspomnieć o tłumach turystów, którzy galopkiem przesuwali się od sali do sali, popychając przy tym innych. Rodzice z płaczącymi dwu-, trzy- letnimi dziećmi, którzy nieugięci zawodzeniem pociech, pokazywali im dzieła Rafaela. To już było za dużo jak dla mnie. Szkoda. Trzeba będzie jeszcze raz przyjechać i na spokojnie zwiedzić te Muzea. Na pocieszenie kupiłam sobie książkę o Caravaggio w sklepiku przy Muzeum :)
 Trudno jest ocenić czy udało nam się dużo zobaczyć. Na pewno nie udało nam się zobaczyć wszystkiego co na początku planowałyśmy, ale i tak jesteśmy zadowolone. Chciałyśmy poczuć atmosferę wiecznego miasta. Udało nam się. W Rzymie można się zakochać od pierwszego wejrzenia... Do zobaczenia Rzymie! :)